Wyprawa w Tatry - zimowa szata gór (wycieczka: 18-20.11.2017)


Po Wrześniowym wypadzie do Zakopanego (poszukaj o tym post w Archiwum), w sumie, pierwszego i wspólnego w to miejsce, postanowiliśmy raz jeszcze, ostatni raz w 2017 roku pojawić się w tym miejscu ze wskazaniem na wędrowanie po Tatrach ;)

Droga na Buńdówki

Prawdę mówiąc, nie do końca w rozsądnym terminie zaplanowałam nasz wypoczynek. Wybierając obiekt noclegowy kierowałam się przede wszystkim aspektem pogodowym, bo myślę, że to jednak było najważniejsze jeśli chodzi o obranie kierunku typowo górskiego oraz cenami zamykającymi sezon letni. Niestety, jakoś nie zorientowałam się w sytuacji finansowej i nie najlepiej ją oceniłam, co też wyszło niecały tydzień przed wyjazdem. Okazało się, że Pan Mąż otrzyma wypłatę w dzień naszego wyjazdu z Zakopanego, a ja takowych rezerw finansowych nie miałam, UPS! W każdym razie, udało mi się dosłownie w dwa dni przed wyjazdem na styk dopiąć szczegóły związane z ustabilizowaniem zatrważającej sytuacji w pustym portfelu! ;)



Tym razem byliśmy zdecydowali lepiej przygotowani na ten wyjazd, choć trochę jest to sprzeczne z tym, co wspomniałam wyżej ;P

♠Niemniej, lokalizację mieliśmy wybraną dosłownie "w punkt", dzięki czemu dojścia na główny szlak były na nasze wyciągnięcie. Jeszcze bliżej byliśmy usytuowani Giewontu - szczyt niemalże u naszych stóp xD. 
♠Po drugie, udało nam się jednomyślnie wybrać interesujące nas szlaki, które chcielibyśmy pokonać. Niestety, ostatnim razem ta kwestia była niedograna. Postawiliśmy na spontaniczne decydowanie, co nie do końca było najlepszym pomyślunkiem, mimo że dotarliśmy w miejsca przez nas na miejscu wyznaczone. Samo szukanie, bez dokładnej jeszcze topografii miasta oraz dróg górskich przylegających do niego, było psychicznie obciążające.. Przynajmniej w moim odczuciu, mimo że to chłopak operował sprzętem nawigującym..
♠Po trzecie, rozsądnie i odpowiedzialnie przygotowaliśmy ekwipunek na wyjazd. Do końca nie wiedzieliśmy, jakie spotkają nas warunki pogodowe, ale niestety, jeszcze w dniu naszej podróży z Krakowa byliśmy przekonani o tym, że będą nam towarzyszyć niskie, minusowe temperatury, sporo śniegu oraz ogólnie, niezbyt sprzyjające warunki do poruszania się po mieście, a już nie mówiąc o jakimkolwiek spacerowaniu po górach. Zabraliśmy, więc nadprogramowe pary butów, spodni, a nawet czapkę, szalik i rękawiczki, których na co dzień nie noszę. Ostatecznie, na miejscu okazało się, że jest 2 stopień zagrożenia lawinowego ;) A bez rękawiczek to ani rusz zwłaszcza przy wielokrotnych upadkach ;)


Jak wspomniałam wcześniej, udało nam się idealnie wbić jeśli chodzi o miejsce noclegowe. Zamówiliśmy dwie noce przez portal booking.com w cenie 154 zł dla dwóch osób.
Nasze miejsce to: Willa Senator przy ul. Skibówki 29D. (klik)

Znalezione obrazy dla zapytania willa senator zakopane
zdjęcie nie jest mojego autorstwa.

Moja opinia? Pokój mały, ale przytulny, było w nim wszystko, co niezbędne dla osób, którym zależy jedynie na wygodnym posłaniu, wypiciu ciepłej herbaty, odpoczynku przy grającym w tle telewizorze. Mieliśmy w tej cenie również łazienkę dla siebie, co było udogodnieniem, ponieważ w trakcie drugiego dnia naszego pobytu do pensjonatu przyjechała większa grupka zagraniczna. Można się domyślać, że oprócz odgórnie posłyszanych hałasów na obiekcie, kolejki do wspólnej toalety były fatalne xD Dodatkowym bonusem był widok na góry, kiedy opadła gęsta mgła. W szczególności, bardzo ceniliśmy sobie ogólnodostępną kuchnię, która miała bogatsze wyposażenie w urządzenia, sprzęty i sztućce, a także potrawy aniżeli u nas w mieszkaniu ;) Spokojnie mogliśmy zjeść ciepły posiłek - dostępna była zarówno mikrofalówka oraz kuchenka elektryczna. Asortyment kuchni był naprawdę bogaty. Niczego w niej nie brakowało, nawet oleju! O dziwo, nie wpadaliśmy na gości z zagranicy. I w kuchni najlepiej działało bezpłatne łącze Wifi! Można było pobuszować.

Jeśli chodzi o właścicielkę, przesympatyczna kobieta, która udzieliła nam wszelkich potrzebnych informacji odnoście noclegu, uiszczenia opłaty, a co dla nas okazało się najcenniejsze, po wymeldowaniu się, mogliśmy nie tylko zostawić bagaże na czas naszego wędrowania po górach w jadali, ale również po powrocie zjedliśmy ciepły posiłek, przepakowaliśmy się, chwilę skorzystaliśmy z internetu. Także pani jak złoto!

Mogę polecić Wam to miejsce, ponieważ obiekt znajduje się u wejścia na ulicę Skibówki, a dwa, bezpośrednio znajduje się przystanek autobusowy, poczta, sklep Groszek czy Kościół Rzymskokatolicki Pw. Matki Bożej Fatimskiej ;) Już nie wspominając o tym, że można odbić z tej ulicy na dwa interesujące nas szlaki, prowadzące prosto na szczyty gór.





Przyjemne jest to uczucie, kiedy właściwie przyjeżdżasz drugi raz do miasta a już intuicyjnie wiesz, w jakim kierunku można się udać do interesującego mnie miejsca, chociażby mając na myśli Krupówki. Już wiedzieliśmy, gdzie mamy poczekać na autobus miejski, w który wsiąść i w jaką stronę pojechać. Kupiliśmy wcześniej więcej biletów po to, aby nie robić sobie kłopotów przy zakupie w automacie. Dla naszej rozrywki w zimne i śnieżne wieczory zaopatrzyliśmy się w talię kart z książeczką samouka do grania oraz kupiliśmy dwa płaszcze przeciwdeszczowe, ponieważ przez cały czas kwestia pogody wisiała na włosku. Chcieliśmy być przygotowani na różne warianty. Zanim jeszcze udaliśmy się na przystanek autobusowy na miejsce noclegu, pozakupowaliśmy prowiant. Nie widzieliśmy sensu, aby wcześniej w Krakowie kupować to samo, co jest dostępne w Zakopanem. Troszkę obładowani, ale spokojni podjechaliśmy do Willi Senator.

W drodze dygresji, po raz kolejny skorzystaliśmy z usługi komunikacyjnej Szwagropola. Bilet w jedną stronę to koszt 19 zł. Następnym razem chcielibyśmy jednak, aby nasza podróż odbyła się pociągiem ;)


Popołudnie oraz wieczór spędziliśmy na terenie ośrodka. Odpoczywaliśmy przy odbiorniku telewizyjnym (jakie niemodne określenie!), pograliśmy w karty, w warcaby - w wersji na telefonie, ale planuję zakup oryginalnego pudełka z figurkami. Chcielibyśmy przyuczyć się ekskluzywnej i poważnej gry w szachy! Porozmawialiśmy i tak w sumie zakończył się nasz pierwszy dzień. Nie wiedzieliśmy, jak możemy spędzić te kilka godzin do wieczora, na pewno nie chcieliśmy ryzykować żadnym podejściem w góry. Byłoby to nierozsądne z naszej strony..

II DZIEŃ:

Przedstawię szczegółowo, jak wyglądała nasza piesza trasa i wejście w góry. Pogoda nas zaskoczyła pozytywnie. Mgła opadła, prószył delikatny, ale nie zagrażający widoczności śnieżek, chociaż bezpośrednio w drodze na szczyt oraz generalne zejście z gór, śnieżek był intensywniejszy i bardziej odczuwalny. Momentami przypominałam poruszającego się bałwanka :)

 Dolina Młyniska
Dolina Strążyska

Polana Strążyska

Wodospad Siklawica
Droga na Buńdówki - Droga pod Reglami (szlak czerwony) - Polana Młyniska (szlak czerwony) - Dolina Strążyska - Polana Strążyska - wodospad Siklawica (szlak żółty) - Czerwona Przełęcz (szlak czarny) - Sarnia Skała 1377 m n.p.m. (szlak czarny) - Dolina Białego (szlak żółty) - Wołowa Polana (szlak czarny) - Wielka Krokiew

Jak zdążyliście może zauważyć, kawałek, jak nie większość trasy jest identyczna do tej, którą przemaszerowaliśmy podczas ostatniego wyjazdu z tym, że finalnie zakończyliśmy wówczas wędrówkę wychodząc z Doliny Strążyskiej, a tym razem, od niej rozpoczęliśmy przygodę. I oczywiście, jest inna trasa powrotna.
Przejście przez Czerwoną Przełęcz kierując się na Sarnią Skałę była dla mnie nie-lada wyzwaniem zarówno fizycznym - odczuwałam nowe mięśnie w udach ;D oraz psychicznie coraz częściej i szybciej wykańczałam się. Ból doskwierał, bywały chwile, kiedy łapałam się kory drzewa i po prostu chciałam płakać. Powtarzałam, że sobie nie dam rady. I tutaj składam podziękowania Karolowi za jego wytrwałość i cierpliwość w związku z moją niestabilną emocjonalnością.



Tym razem, doszliśmy do wniosku, że nie możemy odpuścić sobie szczytu. Niestety, po raz drugi, staliśmy pod Giewontem, widzieliśmy go z różnych ujęć, w tym również na Krupówkach, niemniej, nie było stać nas na takie ryzyko, aby pchać się na szczyt, kiedy było pod stopami i wokół niebezpiecznie. Niemniej, Sarnią Skałę postanowiliśmy zdobyć! Ten odcinek był dla mnie osobiście wyjątkowym jeśli chodzi o walory przyrodnicze. Nie doświadczyłam za wiele odcieni zieleni drzew, niemniej, podtrzymując się w drodze, chwytałam się różnych gałązek w celi zminimalizowania swojego kolejnego upadku! Ta trasa była magiczna, takie wędrowanie w górę, w stronę nieznanego i dosłownie otulona przez drzewa iglaste oprószone śniegiem. 
Samo wejście po skale cóż było dla mnie wyczynem. Nie mieliśmy specjalnego obuwia, tzn. ja miałam górskie trepy, ale one na nic się zdały w obliczu, kiedy nie wiedziałam, co znajduje się pod moją stopą - śnieg, lód, skała, czy może odstająca gałązka. W ogóle, w międzyczasie zdążyłam nabawić się fobii zejścia w dół. Chyba nie bez powodu, ponieważ pierwszy raz poślizgnęłam się w drodze powrotnej ze szlaku do Wodospadu Siklawica. A potem było jeszcze gorzej.. W drodze do Wielkiej Krokwi przestałam zliczać swoje upadki, poślizgnięcia, itp. Wyobraźcie sobie reakcje mojego chłopaka, niezaprzeczalnie miał ze mnie niezły ubaw ;)





Kiedy już udało nam się wejść na szczyt, podleciałam szybko do skał, aby wykonać zdjęcia panoramiczne, tych pięknych górskich widoków. Byłam niezwykle poruszona. Nie wspomniałam o tym wcześniej, ale spełniło się moje marzenie - doświadczenie górskiej przeprawy w okresie zimowym. Zachwycałam się każdym zakrętem, drzewem, samym śniegu. Naprawdę. Wędrując, mając poczucie spełnionego marzenia, po prostu chce się żyć! (Mimo że ryzykowaliśmy sporo, tego nie da się zaprzeczyć). Niestety, mgła szybko spowiła okolicę, w ostatnim momencie tylko kilka lustrujących spojrzeń, nieliczne kadry i tak staliśmy na samej górze oblani mgłą, bezmiarem..

Sarnia Skała - zdobyta!

Droga powrotna tego dnia dała mi do wiwatu! Kiedy już przyjechałam do Krakowa, kładąc się do łóżka, zaczęłam intensywnie odczuwać bóle w mięśniach brzucha.. Naliczyłam ok. 15 upadków, a 
jednak!

PS: Tego dnia czułam się bezpiecznie na szlaku. Mijaliśmy co jakiś czas samotnych spacerowiczów czy nawet grupki zorganizowane - szkolne, biegające. Niestety, drugiego dnia było zupełnie inaczej ;)







III DZIEŃ:

Droga do Walczaków -  Droga pod Reglami - Dolina Małej Łąki (szlak żółty i niebieski) - Przysłop Miętusi 1187 m n.p.m.- Miętusia Polana (szlak czarny) - Polana Zahradziska - Cudakowa Polana - Stare Kościelisko - Wyżnia Kira Miętusia - Sztolnia - Brama Kantaka - Dolina Kościeliska (wejście)


Po śniegu, który napadał w nocy, ciężej było przebrnąć przez trasę, tym bardziej, że szlak do Przysłopu Miętusiowego nie był przez nikogo utarty. Było, więc to dla nas wyzwanie. Nikogo nie spotkaliśmy w trakcie, aż do zejścia do Miętusiej Polany. Im bardziej zbliżaliśmy się do Bramy Kantaki tym więcej mijaliśmy ludzi, a zwłaszcza było ich sporo kierujących się na Cudakową Polanę.

Dolina Małej Łąki

W każdym razie, już na początku trasy chłopak postraszył mnie głodnymi niedźwiedziami. Później znaczną część trasy przeszliśmy zupełnie sami, żadnej żywej duszy wśród nas i to niebezpieczne szeleszczenie, pohukiwanie. Brnęliśmy w śnieg, a po kolana sięgał on nam kiedy dotarliśmy na Przysłop Miętusi i tak wpadał nam ten śnieg aż do zejścia. 
Kiedy już dotarliśmy na górę, słonko przedarło się przez chmury, a te zaraz ustąpiły błękitnemu niebu. Trudno było zorientować się wcześniej, jaka pogoda czeka nas wyżej, kiedy przez ten czas wędrowaliśmy środkiem lasu. Widok oświetlonych gór, usypanych śniegiem niezwykle mnie poruszył. Myślę, że żadne zdjęcie czy filtr nie zastąpiłby prawdziwego i bezpośredniego doświadczenia. Niemniej, zobaczcie sami:



 Przysłop Miętusi 1189 m n.p.m.


I tak zachwycona wędrowałam dalej. Naprawdę, towarzyszyło mi niesamowite szczęście! Aż do końca trasy a właściwie do chwili, kiedy przekonaliśmy się, kiedy nie jesteśmy w Zakopanem, a w Kościelisku, co oznaczało, że drogę powrotną do miejsca noclegu musimy pokonać pieszo, główną ulicą, wzdłuż zasypanego pobocza. Tak przemokniętych butów to jeszcze nie miałam! Już nie pomknę, ile najadłam się stresu. W życiu bym nie pomyślała, że będę zmuszona do tak trudnej wędrówki poboczem ruchliwej drogi, no wspaniale!





PS: Prawdę mówiąc, wędrując tego dnia, trochę ("co najmniej") najadłam się stresu i nerwów. Najpierw uprzejme żarciki ze strony chłopaka o czyhającym i głodnym niedźwiedziu w lesie, a później samotne i trudne brnięcie w śniegu przez szlak.. Chociaż tyle, że tego dnia nie naliczałam się upokarzających upadków ;D



Podsumowując, chyba nie ma co więcej dodawać. Spełniłam swoje zimowo-górskie marzenie. Po raz kolejny mogłam pozachwycać się widokami krajobrazowymi, przyrodniczymi. Z przyjemnością chłonęłam to rześkie, przenikające płuca lodowate, zimowe powietrze. Nie doznałam większych uszczerbków na zdrowiu. Przeżyłam chwile zgrozy, nerwów, adrenaliny, ale też doświadczyłam momentów radości, oczywiście szczęścia, ale również wewnętrznego spokoju. Udało mi się obejrzeć telewizję, zagrzać się, dobrze przespać mimo że poduszka mogłaby być zdecydowanie większa. Z wielkim smutkiem opuszczałam Zakopane, Tatry. Naprawdę. To tylko trzy dni.. Zresztą, niesamowicie zauroczyłam się w Zakopanem. Jasną sprawą jest, że nie chciałabym mieszkać w tym mieście, ale przyjeżdżać, jak najbardziej! Z wielką, niepohamowaną chęcią oraz radością. Szkoda tylko, że nie załapałam się już na ubrane świąteczne dekoracje, niemniej, nie zmienia to faktu, że zachłysnęłam się bielą, puszkiem, śniegiem i tym na podłożu, spadającym z nieba. Coś wspaniałego! Bo powrót do rzeczywistości, obowiązków już nie był takim rewelacyjnym, ale cóż..


Jedno jest pewne, MY TAM na pewno jeszcze NIE RAZ POWRÓCIMY! Tyle szlaków, nieodkrytych i nieprzetartych przez nasze stopy dróg pozostało.. Już mamy pomysły, kreślą nam się w głowie.. Na razie zestopujmy i pozachwycajmy się raz jeszcze ujęciami prosto z Tatr. Przy okazji, nie wyobrażam sobie, aby Przysłop Mitusi oraz zejście na Polanę miał inną szatę przyrodniczą aniżeli zimową. Absolutnie, w tej jestem zakochana po uszy!! ;)

Popularne posty z tego bloga

"Inna", czyli Zielona i Nowoczesna Warszawa z PTTK Mielec (wycieczka: 18-19.05.2019)

Podsumowanie roku 2020/ Sentymentalna podróż do fotograficznych korzeni..

Podróż Przyjaciółek do Wrocławia (wycieczka: 24-26.08.2018)