Zimowa szata nad Morskim Okiem (wycieczka: 11-12.12.2018)

Od początku, kiedy przygotowywałam harmonogram wyjazdów zorganizowanych na własną rękę oraz tych, które porównywałam z listą wycieczek z biura turystycznego PTTK Mielec na rok 2018, wiedziałam, że będę chciała swój sezon turystyczny zamknąć wyjazdem do Zakopanego, wychodząc na górską ścieżkę w Tatry ;)


Zresztą, podobnie uczyniłam wyjeżdżając w góry z PTTK Mielec w połowie Lutego. Doświadczenie tego wyjazdu pozwoliło mi niejako zrozumieć, że zdecydowanie organizację tego typu wyjazdów (przede wszystkim górskich) wolę wziąć na swoje karby, chociażby z tej racji, że mam pełną swobodę co do organizacji, a kiedy przyjdzie kluczowy moment wyjścia w góry - mogę utrzymać własne tempo, nie stresować się i przejść dowolnie wybraną przez siebie trasę, a przy okazji spokojnie zachwycać się i uwieczniać w kadrach górskie widoki! <3



Kto zgadnie, co przedstawia powyższe zdjęcie? 

W każdym razie, jesień miała się ku końcowi, rozmawiałam z przyjaciółką na temat wspólnego wyjazdu głównie do Zakopanego, ale zależało nam również, aby wyjść nad Morskie Oko zimową porą. Swoją drogą, to było moje marzenie, aby dotrzeć do tego popularnego jeziora w Tatrach właśnie w odsłonie zimowej, ale oczywiście, czeka mnie porównanie tej trasy porą letnią, kiedy przyroda będzie w pełni sił, tak piękna, tak bujna i zielona, że faktycznie dostrzegę i doświadczę tego bardziej morskiego aniżeli białego oka oraz faktycznie widocznych za dnia górskich szczytów! ;D



Niestety, ale do dwóch tygodni a może mniej przed proponowaną datą wyjazdu, okazało się, że moja przyjaciółka kapituluje i pozostałam bez towarzyszki na wyjazd. Troszkę się zasmuciłam zaistniałą sytuacją, niemniej, byłam niesamowicie zdeterminowana i uparłam się, że za wszelką cenę, sama czy też nie, sezon turystyczny 2018 w moim wykonaniu zamknę właśnie wyjazdem do Zakopanego. Na pewno jeszcze przez dłuższy czas, pewnie przez kilka lat nie pozwolę sobie na wyjazd do Zakopanego stricte na czas świąt Bożego Narodzenia (takie moje pomniejsze marzenie), niemniej, ostatecznie udało mi się nieco zaczepić o ten klimat podczas tegorocznego wyjazdu ;)




Owszem, mogłam sama wybrać się na przeprawę górską, ale chociażby lawinowo pojawiające się artykuły dotyczące skrajnej nieodpowiedzialności i głupoty ze strony amatorów turystki górskiej, sprawiły, że również nie chciałam dołączyć do grona tych osób i postanowiłam jednak odezwać się do kogoś, aby towarzyszył mi podczas wyjazdu. Zresztą, uważam, że trzeba mieć w sobie sporo odwagi cywilnej i nieco ograniczoną przy tym wyobraźnię, (ale nie tylko) aby samodzielnie wyjeżdżać w nieznane zupełnie miejsca, w których skazanym się jest jedynie na samego siebie oraz na nieoczekiwane niespodzianki w międzyczasie, głównie zmienne warunki pogodowe i inne siły natury.


W każdym razie, po niedługim namyśle odezwałam się do koleżanki prawie że ze studenckiej ławki. Z dnia na dzień porozumiałyśmy się odnośnie dogodnego dla nas terminu wyjazdu. Co więcej, okazało się, że moja koleżanka, która właściwie jest sąsiadką z tego samego wojewódzka i ma na wyciągnięcie ręki pasma górskie, ta nigdy wcześniej nie miała okazji wyruszyć w góry. Wiadomo, różne sytuacje, nie było okazji, itp.

Zatem, zgadałyśmy się i samodzielnie przygotowałam nasz plan wyjazdowy. Na mojej głowie był transport w obie strony (kolejny raz niezawodna firma transportowa Szwagropol - klik), czyli trasa międzymiastowa Kraków-Zakopane i odwrotnie oraz na miejscu - Zakopane-Palenica Białczańska.
Następnie, poszukałam w internecie kilka ewentualnie interesujących nas tanich knajpek, abyśmy mogły zaraz po przyjeździe się posilić (Polecam  podejść również do Chatka Puchatka, Karcma Zapiecek, Podkowa Gospoda - ul. Szkolna, gdzie możecie zjeść pysznie i tanio). Organizacja miejsca noclegowego również należała do moich obowiązków.
Szybko udało nam się ze wszystkim uporać.

Za nocleg właściwie 1,5 tygodnia przed samymi świętami Bożego Narodzenia, zapłaciliśmy 89 zł za dwie osoby w ośrodku oddalonym zaledwie 300 m od Krupówek, a niemalże na wyciągnięcie ręki znajdował się wyciąg kolejkowy na Gubałówkę! ;O


Wyjazd nasz trwał niecałe 2 dni. We wtorek zrezygnowałyśmy z jednych zajęć, a z jednych wyszłyśmy kilka minut wcześniej. Zabieg ten był zamierzony i wyliczony w minutach w związku z komunikacją miejską oraz odjazdem autobusu do Zakopanego. W miarę możliwości chciałyśmy uniknąć korków w mieście i w momencie wyjazdu z Krakowa. Troszkę jednak droga nam się wydłużyła, a jednak! ;/

Za każdym razem, kiedy wyjeżdżamy z "krakowskiej zakopianki", ok. 40 min od tego miejsca już można rozglądać się za widokami w tle.. zaczynają się wzniesienia, pagórki, a im bliżej Zakopanego, tym czuć zmieniające się ciśnienie, szum w uszach w związku z tym, czy też spadek temperatury na zewnątrz.


Po delikatnym czasowym poślizgu, dojechałyśmy na miejsce. Już na miejscu zastałyśmy ciemność także szybko przedostałyśmy się z bagażami do ośrodka noclegowego z pomocą aplikacji nawigującej, która niepotrzebnie nas kierowała okrężną trasą.



                                                            Willa Cicha Wodaklik

Na miejscu byłyśmy pozytywnie zaskoczone warunkami lokalowymi - nowocześnie urządzona przestrzeń z zachowaniem miejscowych akcentów. Schludne, czyste, przestrzenne pokoje, w których niczego nie zabrakło (lodówka, czajnik, naczynia, sztućce) oraz wewnętrzna łazienka. Nie mogłyśmy również narzekać na brak ciepła, bo jego miałyśmy pod dostatkiem. Na korytarzach zaś można było zaopatrzyć się w rozłożone dla gości ulotki oraz można było pobrać saszetki z herbatą czy poczęstować się ciasteczkiem.

Zadowolone z miejsca, w którym miałyśmy nocleg, udałyśmy się głodne i zmęczone dniem na posiłek. Wcześniej zaopatrzyłyśmy się w pamiątkowe magnesy na lodówkę i ostatecznie po całościowym przejściu przez malownicze zimowe Krupówki, zatrzymałyśmy się w restauracji (pierwszy lokal znajdujący się po prawej od strony banku PKO BP - "Mini Szałas - ul. Krupówki 71). Posiliłyśmy się sycącym daniem. W końcu spróbowałam korzennego piwa z sokiem malinowym i zadowolone z pełnymi brzuszkami gotowe byłyśmy, aby porobić wieczorne fotografie - dekoracjom świątecznym, samej okolicy, charakterystycznym elementom i budynkom.




 kościół św. Rodziny w Zakopanem



Po wykonaniu reportażu powróciłyśmy już na ośrodek, w którym to dwoiłyśmy się i troiły nad sposobem przedostania się z dworca autobusowego na parking Palenicy Białczańskiej w dniu następnym. To zadanie okazało się dla nas wyzwaniem niemałym. Wiedzcie, mimo że funkcjonuje komunikacja miejska i kursują busy, to trudno było nam odnaleźć bezpośrednio i jasną informacje odnośnie godzin kursów. Z powodu tego logistycznego utrudnienia, postanowiłyśmy dnia następnego wyruszyć możliwie jak najwcześniej w naszą podróż i liczyć na łut szczęścia ;D
Na dworcu okazało się, że jednak jest bus kursujący bezpośrednio na parking w Palenicy Białczańskiej. Poczekałyśmy na resztę ludzi, którzy również najprawdopodobniej nie wiedzieli o jakiej godzinie wyruszymy i tym sposobem, przy pełnym busie wyruszyliśmy w ok. 40 - minutową drogę.


Na miejscu, na parkingu uiściłyśmy opłatę wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego (2,50 zł - cena biletu ulgowego) i tak rozpoczęłyśmy właściwą wędrówkę w stronę Morskiego Oka.



Cała trasa niejako podzielona była na kolejne sześć przystanków, a ostatni siódmy bezpośrednio wskazywał punkt docelowy, czyli jezioro Morskie Oko.



1) Wiadomo, etap startowy rozpoczął się na parkingu w Palenicy Białczańskiej. 2) Następnie minęłyśmy Dolinę Białej Wody, a po około 40 minutach wędrowania minęłyśmy punkt informacyjny.












3) Kolejnym większym przystankiem, przy którym chwilę odpoczęłyśmy i wykonałyśmy serię zdjęć to  Wodogrzmoty Mickiewicza (przeszłyśmy już trasę 2,8 km) – są to imponujące kaskady wody utworzone na progach skalnych potoku Roztoka (wypływa z Wielkiego Stawu w Dolinie Pięciu Stawów Polskich). 


Z kamiennego mostku (wybudowany w 1900 r.) znajdującego się na drodze do Morskiego Oka widoczny jest bardzo dobrze tylko Pośredni Wodogrzmot. 





Za mostkiem po lewej stronie znajduje się duży plac (wraz z ostatnimi bezpłatnymi toaletami). Zaś w prawo do góry biegnie zielony szlak do Doliny Pięciu Stawów Polskich, a w lewo w dół (również zielony) szlak do Schroniska PTTK w Dolinie Roztoka.

4) Następnym przystankiem był głaz "Wanta". W tym miejscu szlak skręca w prawo (chociaż my przeszłyśmy ten odcinek dalej drogą afaltową, mijając domek widoczny na zdjęciu). Szlak jedynie skraca o około 10 min trasę, która i tak bezpośrednio łączy się dalej z drogą asfaltową.






5) "Włosienica"punkt, w którym kończy się trasa dla zaprzęgów konnych - fasiągów. Nieopodal, znajduje się też duży pawilon gastronomiczny.





"Z Włosienicy doskonale widać już Mięguszowieckie Szczyty i po prawej stronie charakterystyczną sylwetkę Mnicha. Z tego miejsca do Morskiego Oka pozostaje jeszcze 1,5 km drogi."


6) "Droga prowadzi przez las i w poprzek opadającego z grani Opalonego Wierchu Żlebu Żandarmerii. Nazwa żlebu pochodzi od  stojącego  w XIX w. u jego wylotu posterunku straży granicznej (został zniszczony przez lawinę śnieżną)".
Z tego odcinka drogi pozostają już ostatnie minuty do punktu docelowego, czyli jeziora Morskie Oko. Idąc już końcówką szlaku niebieskiego, po lewej można dostrzec budynek Starego Schroniska a już kilka metrów dalej rozpościera się budynek Nowego Schroniska znajdującego się u samego podnóża Morskiego Oka.



7) Morskie Oko jest największym jeziorem w Tatrach. Położone jest w Dolinie Rybiego Potoku na wysokości 1395 m, ma 34,93 ha powierzchni i głębokość do 50,8 m.





"Morskie Oko nazywano również Rybim Jeziorem lub Rybim Stawem, gdyż jest jednym z nielicznych naturalnie zarybionych tatrzańskich jezior. Do stawu spływają wody z potoków okresowych oraz dwóch stałych: Czarnostawiańskiego Potoku, który wypływa z Czarnego Stawu pod Rysami i wpada do Morskiego Oka, jako Czarnostawiańska Siklawa, oraz Mnichowego Potoku, który tworzy Dwoistą Siklawę. Ze stawu wypływa Rybi Potok, który w dalszym biegu łączy się z Białą Wodą tworząc Białkę."
- zacytowane informacje pochodzą z tego źródła - Góry dla Ciebie - Droga do Morskiego Oka
Zatem, udało Nam się z powodzeniem przejść całą trasę począwszy od Parkingu w Palenicy Białczańskiej do podnóża Morskiego Oka! Łącznie 17 km w obie strony, co daje ponad 6 godzin wędrówki w zastanych zimowych i śnieżnych warunkach ;)
Morskie Oko zimową porą - zdobyte!

Pierwszą trasę, która liczyła 8,5 km przeszłyśmy w 3 godziny, uwzględniając częste przerywniki na wykonanie fotorelacji oczywiście. Pod tym względem w szczególności mogę powiedzieć, że miałam wyborowe i wyrozumiałe towarzystwo, dzięki Ci za to Iza! ;P

W tym momencie dajemy znać naszym bliskim o pozytywnie zakończonej wędrówce! ;D


Niezaprzeczalny dowód, że dotarłam do docelowego miejsca! W tle - budynek Nowego Schroniska nad Morskim Okiem
Przy samym jeziorze nie zabawiłyśmy długo. Właściwie, trasę rozpoczęłyśmy w punkt, czyli o 8:20. Dotarłyśmy do punktu docelowego o 11:25 a po ok. 10 minutach musiałyśmy wracać w drogę powrotną, ponieważ zależało nam na bezpiecznym powrocie zanim na trasie zastanie nas ciemność (chociaż podziwiam odważnych, których mijałyśmy po godzinie 13! ;O) Zatem, droga powrotna już mniej nam zajęła. Przed 14, dokładnie 13:51 ;D byłyśmy już na Parkingu w Palenicy i oczekiwałyśmy na bus do Zakopanego. Byłyśmy zmęczone, oczywiście zmarznięte i obolałe od wielokrotnych zawirowań i ślizganiu się na drodze, a jak!

Fasiągi w drodze, na robocie!

Tym sposobem mogę ze spokojem, ale też z utęsknieniem związanym z przeżyciami oraz widokami górskimi, zamknąć sezon turystyczny 2018 w moim wykonaniu. Nie mogłam wybrać do tego lepszego i bardziej malowniczego miejsca jak nasze polskie góry, czyli Tatry, w ktorych zakochałam się od pierwszej wizyty i wejrzenia. I pewnie za każdym razem, przy okazji górskiej wyprawy będę o tym wspominała ;P


Mój ulubiony kadr z moją osobą wykonany przez Izę podczas wyprawy ;)
Iza, składam Tobie podziękowania za zaufanie mojej osobie i za zgodę, że podjęłaś się ze mną tej długiej i pełnej emocji wędrówki po śnieżnych terenach i ogólnie, za towarzystwo i rozmowy podczas tego wyjazdu. Mam nadzieję, że podobnie jak ja, ten wyjazd miło będziesz wspominała i chętnie wybierzesz się w kolejne górskie przeprawy ;D


Komentarze

  1. Ja również bardzo dziękuję za ten wyjazd bo było fantastycznie! Góry cudowne o tej porze roku, co potwierdzają zdjęcia :) Za zaufanie z Twojej strony, także, w końcu nie miałam żadnych doświadczeń z górami :D
    Oczywiście z chęcią to powtórzę ��
    * Duży plus za świetną organizację :)
    Iza

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Inna", czyli Zielona i Nowoczesna Warszawa z PTTK Mielec (wycieczka: 18-19.05.2019)

Podsumowanie roku 2020/ Sentymentalna podróż do fotograficznych korzeni..

Podróż Przyjaciółek do Wrocławia (wycieczka: 24-26.08.2018)