Przejazdem do Rzeszowa (wypad: 14.08.2018)
Z Rzeszowem mam różne doświadczenia, przeżycia. Na pewno mieszane, to wiem. Niegdyś tym miastem byłam zauroczona jak to bywa w początkowych odkryciach. Ale niestety, gdzieś to uczucie rozmyło się w powietrzu.. (Bo wcale nie miały na to wpływ inne podróże, w dalsze zakątki Polski.) I w tym miejscu nie chwalę się, że ile ja miałam okazji w życiu zwiedzić różnych miast, niemniej podkreślę, mam porównanie. Obejrzałam wiele rynków, przechodziłam przez różne ulice. Macie rację, całych miast, tak w całości to nie zobaczyłam, ale chyba zgodzicie się ze mną, że przynajmniej tak powinno się kojarzyć, życie miasta najintensywniej tętni w jego centrum..
Dlatego Rzeszów był mi bliski, zwłaszcza, że mogłam do niego częściej przyjeżdżać aniżeli pozwalały mi to wyjazdy do innych, dalej położonych miast. I pamiętam te czasy, kiedy wydawało mi się, że godzina z hakiem przejazdu to całkiem sporo, ha ha.
Nie wiem, jak jest obecnie, ale wydaje mi się, że i ta kwestia minimalnie się zmieniła. W każdym razie, kiedyś mówiło się, że jedzie się do Rzeszowa i było wiadomo o co chodzi, jeśli nie, już mówię - chodziło o imponującą w wielkości i ilości sklepów Galerię Rzeszowską. To był wyjazd na cały dzień. U mnie to było nieco inaczej, generalnie to zatrzymywałam się w galerii po to, aby posilić się w McDonald's, którego jeszcze nie było w Mielcu, jeśli dobrze sięgam pamięcią, a dwa, do Rzeszowa przyjeżdżałam w zupełnie innym celu, przede wszystkim z wizytami lekarskimi. Ale..
Rzeszów zapadł w mojej pamięci z innego powodu tak naprawdę. W tym mieście, może banalnie, wręcz śmiesznie czy żenująco zabrzmieć, ale to tutaj zakiełkowało uczucie, nawet bym powiedziała, otworzyło Nasze (moje i chłopaka, oczywiście) serca na miłość. I jest takie jedno miejsce, taki kadr, który utrwalił się w mojej pamięci. Zachodzące słońce, otulająca nas z każdej strony wierzba, migoczące, fruwające, ale jakby zastygnięte w miejscu pyłki, to babie lato i my na ławce onieśmieleni sobą. Nasze pierwsze chwile, Nasze w ogóle pierwsze spotkanie. Dlatego, z całą pewnością Rzeszów może nie jest mi bliski, ale zawsze z nutą nostalgii, na pewno z sympatią będę o tym miejscu myślała.
Nie omieszkałam, więc z tej racji, z przyjemnością powrócić na moment do Rzeszowa i przejść się przez jego centrum i takie myślę, że kluczowe miejsca w tejże okolicy.
ul. 3-ego Maja
na pierwszym planie: rzeźba Tadeusza Nalepy
w tle: Wieża Zegarowa Kościoła Farnego
Kościół rzymskokatolicki pw. Świętego Krzyża
Oczywiście, nie mogłam się powstrzymać i przygotowując się do wyjazdu w przeddzień zorientowałam się, czy są w tym mieście obiekty turystyczne, które mogłyby mnie zainteresować. Niestety, tylko jeden takowy znalazłam i okazało się, że to Muzeum Dobranocek przy ul. Adama Mickiewicza 13.
Cena biletu ulgowego wynosi 4 zł, normalnego 7 zł i myślę, że jest to adekwatna cena do tego, co można było obejrzeć, a nie było tego dużo. Nie przytłoczyła mnie ta wystawa i chętnie "przeszłam" przez lata moich, ale przede wszystkim lata młodości mojej mamy, która w większości bez problemu odczytała i odtworzyła z pamięci tytuły swoich ulubionych bajek na dobranoc ;)
Wielki Miś Uszatek w szkolnej ławce ;)
Przy okazji podróży, dostrzegłam również możliwość testowania nowych miejsc kulinarnych.. Już od jakiegoś czasu starałam się przełamać w sobie wewnętrzny strach związany z ewentualnymi dolegliwościami żołądkowymi spowodowanymi spróbowaniem nowego smaku. Walczę z tym dzielnie, ale na słodkie małe-co-niecoś zawsze znajdzie się miejsce w brzuszku :D
Udałyśmy się z Mamą do dwóch miejsc słodkiego-typu.
1) Rdza Coffee, ul. Rynek 16
+ zdecydowanie, jeśli mam taką okazję, w lokalach testuję kawy, oczywiście smakowe! W tym przypadku, kawa mrożona z syropem karmelowym. Dodatkowo, wnętrze i jego wystrój mnie ujęły, te roślinki, światło, biblioteczka, super!
2) Muffinkarnia, ul. Grunwaldzka 5
3) przepyszne, domowe smaki i tanio - ul. Grunwaldzka 10
(Muffinkarnia znajduje się tuż na przeciwko tego lokalu - na deser poobiedni w sam raz :D)
Krótki wypad do miasta, nieobciążający nadto nóg jeśli chodzi o spacerowanie, bo tak właściwie to wszystko znajduje się w odległości na przysłowiowy rzut beretem. Jestem zadowolona, ponieważ miałam okazję sfotografować miejsca, które zaplanowałam i udało mi się to wykonać z powodzeniem. Szczęśliwie bym powiedziała, ponieważ podczas delektowania się muffinką, porą popołudniową nieźle się rozpadało. Dlatego, tym bardziej ten dzień zaliczam do udanych. Dotarłyśmy do upolowanego przeze mnie wcześniej Muzeum Dobranocek, zjadłam przepyszny i tani obiad, a część słodka w fajny sposób to zwieńczyła.
Byłoby również wyśmienicie, gdyby udało mi się coś upolować z Księgarni TakCzytam (ul. Grunwaldzka 18), ale to jest wejście do mojego świata książek, także wizyta mogłaby nawet dłużej potrwać, a nie chciałam nadwyrężać cierpliwości mojej rodzicielki. Bo do tego zainteresowania w moim przypadku, potrzeba nieco więcej wytrwałości ;)
Do następnego, Rzeszów!
Komentarze
Prześlij komentarz