Z Warszawy prosto do Gdańska (wycieczka: 1-3.09.2018)

Kiedy właściwie miałyśmy już z Magdaleną przypieczętowany wyjazd do Warszawy, przyjaciółka zwróciła się do mnie z zapytaniem, czy nie chciałabym lekko przedłużyć naszej wspólnej wycieczki o wyjazd nad nasze polskie Morze Bałtyckie. Nie ukrywam, wahałam się jakiś czas, właściwie kilka dni, bo widziałam postępującą dziurę w budżecie, ale z drugiej strony, jak tylko zorientowałam się, ile dodatkowa podróż wyniesie w km, czyli jak ten dojazd przedłoży się w czasie, bez dalszego rozpatrywania, zgodziłam się ;)


Tym sposobem, kiedy tylko pozytywnie zakończyłyśmy realizację planu zwiedzania Warszawy, nocną porą ruszyłyśmy w stronę Gdańska, miasta, w którym docelowo miałyśmy zarezerwowane zakwaterowanie.

Pod tym linkiem znajdują się informacje odnośnie miejsca naszego noclegu.

Myślę, że zdecydowanie mogę Wam je polecić ze względu na bardzo dogodne i bezpośrednie dojście do samego centrum miasta. Ponadto, spokojna okolica, a co chyba dla Nas najważniejsze, komfortowe warunki, schludnie urządzony pokój. Dosłownie, można było poczuć się jak u siebie w domu. I oczywiście, właścicielka, otwarta, chętna do pomocy - chociażby udzieliła nam jej wychodząc w środku nocy po Nas (zagubiłyśmy się w okolicy) czy rozrysowując na przygotowanej mapce i szczegółowo przedstawiając atrakcje turystyczne miasta i drogi dojazdowe do ciekawszych miejsc. Kobieta, złoto! ;)

Tak naprawdę, na szczegółowe zwiedzanie planowanego miasta Gdańska oraz Sopotu to nie miałyśmy nadto czasu.


Jeden dzień przeznaczyłyśmy na Sopot, a w sumie dzień wyjazdowy na przejście przez popularne atrakcje turystyczne Gdańska.


Jeśli chodzi o dojazd do Sopotu, aplikacja od razu podpowiedziała mi bezpośrednią drogę. Skorzystałyśmy z SKM, czyli szybkiej kolei miejskiej (http://www.skm.pkp.pl). Podróż zajęła nam ok. 20 -25 min, może mniej, ale dzięki temu, z Dworca Głównego Sopotu bez kłopotów deptakiem  (ul. Bohaterów Monte Cassino) mogłyśmy się dostać na Sopockie Molo.


Od razu zaznaczę, co prawdę mówiąc było dla mnie to zaskoczeniem, ale.. wejście na molo okazało się płatne! (http://molo.sopot.pl/molo).
Z drugiej jednak strony, to posunięcie absolutnie mnie nie dziwi. Gdyby była można ot tak, wielokrotnie przechodzić przez most, na pewno nie byłoby tak imponujące, zadbane i czyste, jak można było zastać na miejscu.

I w tym miejscu taka drobna przypominajka. Prawdę mówiąc, nie pierwszy raz w życiu miałam okazję stanąć przed wejściem na molo. Kiedy to miało nastąpić, w tamtym momencie przed laty, lunął niesamowity grad, który uniemożliwił zrealizowanie przyjemnego przejścia po moście. Dopiero, po kilku latach udało mi się przekroczyć barierkę i przejść dalej, do samego końca molo!



Molo w Sopocie im. Jana Pawła II – najdłuższe molo nad Morzem Bałtyckim. Ma około pół kilometra długości – część spacerowa ma 511,5 m, z czego 458 m wchodzi w głąb Zatoki Gdańskiej. Jest jedną z największych atrakcji miasta.


W głowicy mola jest zlokalizowana przystań morska „Molo”. - Wikipedia



"Część lądowa (Skwer Kuracyjny) to plac o powierzchni 20 tys. mkw., na którym znajdują się: przepiękna zabytkowa fontanna, latarnia morska z punktem widokowym, muszla koncertowa, punkty gastronomiczne oraz dużo zieleni. Jest to jedyne miejsce w Sopocie na organizację dużych imprez promocyjnych.




Część drewniana (spacerowa) obejmuje, oprócz głównego pomostu, pokłady dolne oraz pokład boczny, które umożliwiają przybijanie statków pasażerskich.



Przy głowicy molo od 2011 roku funkcjonuje przystań jachtowa, która może pomieścić do 100 jednostek.


Stężenie jodu w miejscach najdalej wysuniętych w morze jest dwukrotnie większe niż na lądzie." - strona z informacjami o sopockim molo



Przeszłyśmy przez całe molo do samego końca, później odbiłyśmy lekko w bok, aby na chwilę przycupnąć przy przystanki jachtowej. Nie omieszkałam porobić kilka selfie, poprosić Magdę o pamiątkowe ujęcia.







Schodząc z mola, przeszłyśmy brzegiem plaży w towarzystwie zachodzącego słońca. Właściwie, gdyby nie mój wyjazd do Dziwnówka w ramach czasu wolnego spędzonego w gronie rodzinnym w Szczecinie, mogłabym powiedzieć, że naprawdę troszkę lat minęło od ostatniej wizyty nad polskim morzem. Ale podobnie, jak doświadczam tego w górach, będąc nad jeziorem czy w ogóle wchodząc na tereny zielone, samej natury, zawsze jest to samo - zapiera dech w piersiach, występuje ulga, podekscytowanie i dodatkowo, jeszcze nachodzą mnie nostalgiczne, egzystencjalne przemyślenia oraz tęsknota i lekki smutek, że poznaję świat, ale bez towarzystwa najważniejszej dla mnie osoby..

Zadowolone pierwszą wizytą na molo w mieście, w drodze powrotnej zatrzymałyśmy się w Pijalni Czekolady E. Wedla. Nie omieszkałam osłodzić sobie tego wieczoru pysznym latte o smaku mlecznej i białej czekolady, mniam oraz nowością w menu, czyli deserem "Zebra".


Siedząc w ogródku przy deptaku, wciąż do mnie do nie docierało, że jeszcze kilka dni temu byłam oddalona od tego miejsca setki kilometrów, zaraz później dotarłyśmy do stolicy, a już dzień później sięgnęłam niemalże czubka Polski i spacerowałam molo w Sopocie!

Drugiego dnia Naszego pobytu, zależało nam na tym, aby zobaczyć Stare Miasto, Rynek, czyli centrum tętniącego Gdańska. Naszą wędrówkę jednak rozpoczęłyśmy od zaliczenia gdańskich plaż.

Plaża Stogi

Plaża Stogi

Plaża Jelitkowo w stronę Sopotu

Pierwsza to Plaża Stogi - której droga do niej zajęła nam dobrą godzinę przez całe miasto, a następnie, z tego miejsca bezpośrednio dotarłyśmy na Plażę Jelitkowo (również przejazd na przeciwległy koniec miasta zajął nam godzinę).

W pewnym momencie wędrując plażą, zwróciłam się do Magdy, pytając, czy dobrze widzę, ale w oddali dostrzegłyśmy zaraz molo i rozpościerający się dostojnie Sofitel Grand Hotel.


Normalnie chciało mi się śmiać. Zdecydowanym krokiem przeszłyśmy ok. 4 km dzielących Nas od Sopotu. Niesamowite doświadczenie, wrażenie! Naprawdę, ale tego to się nie spodziewałam. Dzięki temu, udało mi się po raz drugi uchwycić panoramę Sopotu, ale tym razem za dnia! (Dnia poprzedniego dotarłyśmy już, kiedy właściwie zmierzchało). 

W drodze powrotnej z Sopotu, taki efekt' de javu', już wiedziałyśmy, że nie ma co marnować czasu i przedostałyśmy się szybko do Muzeum II Wojny Światowej, do którego z wyprzedzeniem miałyśmy wykupione biletu wstępu.


Muzeum II Wojny Światowej
ul. pl. Władysława Bartoszewskiego 1
bilet ulgowy - 16 zł

"Bryła budynku Muzeum dzieli się na trzy strefy, które są odzwierciedleniem związków przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Wojna rozpoczęła się strzałami na Westerplatte 1 września 1939 roku..

Sercem Muzeum jest wystawa główna. Jest zlokalizowana 14 metrów pod ziemią. To opowieść o tragicznym doświadczeniu II WŚ, o jej genezie i skutkach, o ofiarach i sprawcach, o bohaterach i zwykłych ludziach. Ma przypominać lekcję historii, której nie wolno nam zapomnieć.





Wystawę główną tworzą trzy bloki narracyjne: "Droga do wojny", "Groza wojny", "Długi cień wojny". Ekspozycja przedstawia polskie doświadczenie wojny, wpisane w szerszy kontekst europejski i światowy. Została podzielona na 18 sekcji tematycznych, co odzwierciedla układ sal na wystawie: Narodziny i ekspansja totalitaryzmów, Pokój za wszelką cenę?, A więc wojna!, Wojna zimowa, Wojna nowego typu, Wojna bez litości, Okupacja i kolaboracja, Terror, Zakłada, Czystki etniczne, Opór, Walka o tajemnicę, Wszystko dla zwycięstwa, Wojna bez litości, Koniec wojny, Po wojnie, Po obu stronach kurtyny, Od wojny do wolności.


Po obejrzeniu treściwej wystawy, udałyśmy się w stronę Starego Miasta ..



I tak właściwie zakończyła się nasza podróż. Przeszłyśmy a raczej, lekko błądziłyśmy po okolicznych uliczkach wokół Rynku. Były tłumy ludzi. Tak trudno było uchwycić mi tzw. popularne kadry z sieci, czyli budynek Starego Ratuszu, Długi Targ czy rzeźbę Neptuna, Dwór Artusa. Niemniej, próbowałam się przebić ponad to i udało mi się wykonać kilka zadowalających kadrów.









Będąc po raz drugi w Gdańsku, mogłam w swoim tempie, po swojemu obejrzeć jego centrum, a jak zwykle, w szczególności ciągnęło mnie w stronę Starego Miasta. Oczywiście, nie muszę podkreślać, jak bardzo mnie ono urzekło, dostojne, wysokie, w pięknych pastelowych acz w intensywnych odcieniach kamienice, wszędzie przyozdobione kwiatami knajpki, lampiony, świeczki, turyści, ostatnie podrygi lata, zapach zbliżającej się ku końcowi wakacyjnej przygodzie.

Podróż pociągiem totalnie mnie wykończyła psychicznie, a fizycznie to bardziej nie mogłam być obolała. W przypadku dalekobieżnych tras, totalnie odradzam rezerwacji miejsc w przedziale i to tak zapchanym, z ogromnym miksem zapachów unoszących się w powietrzu. Dopiero zbliżając się do Warszawy, nieco w korytarzach zrobiło się luźniej. Nie polecam, naprawdę :(


Ale, w bardzo przyjemnym akcencie zakończyłam ten wakacyjny, podróżniczy cykl. Wróciłam z masą kadrów, na których dobrym wykonaniu niezwykle mi zależało. Obejrzałam wszystkie zaplanowane atrakcje i udało się nawet dotrzeć również do tych, które były rezerwowe na opracowanych listach. Myślę, a na pewno chciałabym jeszcze raz powrócić do Gdańska i to właśnie samym początkiem Września, kiedy jeszcze lato nie do końca potrafi odnaleźć się w rzeczywistości, ustępując miejsca zbliżającej się jesieni.

Słońce Nam towarzyszyło przez cały pobyt prawie tygodniowego wyjazdu. Naprawdę, pogodę do zwiedzania miałyśmy absolutnie rewelacyjną, do fotografowania również. Było ciepło, nie za gorąco, słonecznie. Aż przyjemnie się spacerowało, błądziło po uliczkach. Zdrowie już samym końcem mocno doskwierało, niemniej, wrażeń, nowych przeżyć i pozostawionych refleksji z upamiętniającymi kadrami, no tego nie można Nam odebrać.

Może jeszcze kiedyś będzie mi dane znaleźć się nad polskim Morzem Bałtyckim. Tym razem, ukierunkowałabym swoją wyprawę raczej w okolice miasta Gdyni. Gdańsk do powtórzenia, oczywiście:)

Właśnie, w podróżowaniu to jest super - kolekcjonujemy wspomnienia i obrazy ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Inna", czyli Zielona i Nowoczesna Warszawa z PTTK Mielec (wycieczka: 18-19.05.2019)

Podsumowanie roku 2020/ Sentymentalna podróż do fotograficznych korzeni..

Podróż Przyjaciółek do Wrocławia (wycieczka: 24-26.08.2018)